"Czternasty" w czternastą rocznicę i wiejskie ciacho
Tak się złożyło, że w trakcie trwania mojego urlopu spędzanego jak zwykle na wsi wypadała nasza rocznica ślubu - mojego z Żarłoczkiem. Licząc na to, że nie będę w tym dniu sama bo Mój Kochaniutki przyjedzie i przywiezie jeszcze ze sobą wspólnych przyjaciół musiałam pomyśleć o czymś słodkim. Warunki mam tam jednak jakie mam - stary prodiż, jeszcze starszą tortownicę, bardzo ograniczoną ilość składników i jeszcze mniej czasu czy ochoty na ślęczenie w kuchni.
Rano, dzień wcześniej, poszłam do sąsiadki po kilo jajek (do ciasta i na śniadanie) i urwałam prosto z drzewa trochę małych, ale winno czerwonych, słodkich jabłuszek. Wymyśliłam lekki torcik owocowy - dość szybki i łatwy w przygotowaniu.
Wiejski torcik na orkiszowym biszkopcie, z jabłkami i różową śmietanką
składniki:
sposób przygotowania: MASA - jak już pisałam jabłuszka były słodkie, mocno czerwone - niektóre miały nawet różowy miąższ pod karminową skórką. Trudno mi powiedzieć ile ich było wagowo dlatego podaję w składnikach orientacyjną ilość już po zmiksowaniu. A jabłuszka cienko obrałam, usunęłam gniazda nasienne i miąższ pokroiłam na nieduże kawałki. Włożyłam do garnka, dolałam sok z cytryny i kilka łyżek wody, dusiłam na malutkim ogniu pod przykryciem aż jabłka zaczęły się rozpadać. Wtedy je zmiksowałam, ponownie zagotowałam i po zdjęciu z ognia dosypałam galaretkę oraz żelatynę. Mieszałam energicznie kilka minut żeby dobrze się rozpuściły. Dosypałam też troszkę cukru, ale masa nie powinna być zbyt słodka więc najpierw trzeba spróbować. Mus zostawiłam do ostygnięcia.
CIASTO - jajka ubiłam z cukrem zw. i wanilinowym na bardzo puszystą pianę. Była prawie biała. Dosypałam mąkę zmieszaną z solą i proszkiem do pieczenia, dodałam skórkę cytrynową, wymieszałam delikatnie, ale starannie łyżką i przelałam do prodiża wysmarowanego na dnie masłem i posypanego bułką tartą. Włączyłam i piekłam ok. 35 min.. Po sprawdzeniu patyczkiem żeby mieć pewność, że ciasto jest upieczone wyjęłam je na blat odwracając spodem do góry, zostawiłam żeby wystygło - jeśli macie czas to dobrze by było żeby ciasto poleżało przynajmniej przez noc to będzie się lepiej kroić.
Ciasto przekroiłam nożem na 3 blaty - wyszło prawie równo a nie było to łatwe bez dobrego noża. Jeden blat ułożyłam na talerzu ograniczając go obręczą tortownicy takiej samej średnicy co prodiż. Wszystkie 3 blaty skropiłam lekko cytrynówką.
Na pierwszy wyłożyłam połowę musu jabłkowego, który już lekko tężał, przykryłam drugim blatem, na to reszta musu i trzeci blat. Docisnęłam równo i odstawiłam do lodówki do schłodzenia.
WYKOŃCZENIE - galaretkę rozpuściłam w 200 ml gorącej wody, odstawiłam do wystudzenia. Zimną śmietankę ubiłam na sztywno. Nie przerywając ubijania cienkim strumieniem wlewałam lekko tężejącą galaretkę i jeszcze przez chwilę razem miksowałam. Czekoladę starłam na tarce. Naszykowałam też foliowy woreczek mający zastąpić mi worek cukierniczy albo szprycę, ale wiedziałam, że moje ozdoby nie będą arcydziełem bo zwyczajnie nie mam do tego ani talentu ani cierpliwości.
Z mocno schłodzonego torcika zdjęłam obręczo tortownicy okrawając wcześniej krawędź szerokim nożem. Wierzch i boki posmarowałam grubą warstwą śmietany - trzeba to robić dość szybko bo masa z galaretką szybko tężeje. Trochę masy przełożyłam do woreczka, ucięłam jeden rożek torebki i wyciskając ozdobiłam wierzch serduszkami oraz kleksikami - wyszło może nie najładniej, ale myślami była już w lesie :-)
Boki posypałam startą czekoladą i odstawiłam torcik do lodówki. Może nie jest ani piękny ani wyszukany, ale znikał w takim tempie, że do zdjęcia musiałam uciekać przed łakomczuchami aż za dom, z jednym kawałkiem na talerzyku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nasza rocznica wypadła w tym roku w piękny, słoneczny dzień - taką pogodę mieliśmy też podczas ślubu :-) A teraz będąc na Podlasiu wybraliśmy się razem z Żarłoczkiem, świadkową i jej ślubnym na wycieczkę rowerową w puszczę. Trasa wiodła do miejscowości Topiło. Odpoczynek wypadł pod sklepem w pobliżu stacji kolejki wąskotorowej.
Można było coś zjeść, napić się wody albo soku i pogłaskać miejscową przytulankę - pięknego i bardzo zadbanego psa wylegującego się na słońcu.
A po drodze zatrzymaliśmy się przy mogile w osadzie "Czternasty" o nazwie tak wdzięcznie wpisującej się w nasz kalendarz. Mogiła w lesie przypomina, że już po wojnie NKWD zamordowało tutaj naszych żołnierzy. Chwila zamyślenia i znicz, tak możemy oddać im cześć.
Rano, dzień wcześniej, poszłam do sąsiadki po kilo jajek (do ciasta i na śniadanie) i urwałam prosto z drzewa trochę małych, ale winno czerwonych, słodkich jabłuszek. Wymyśliłam lekki torcik owocowy - dość szybki i łatwy w przygotowaniu.
Wiejski torcik na orkiszowym biszkopcie, z jabłkami i różową śmietanką
składniki:
- CIASTO - 6 niedużych wiejskich jajeczek od sąsiadki
- 2 szczypty soli
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 200 ml mąki orkiszowej pełnoziarnistej
- 200 ml cukru
- 1 op. cukru wanilinowego 16 g
- drobno starta skórka z połowy sparzonej cytryny
- 1 łyżeczka masła
- 1 łyżka bułki tartej
- MASA - ok. 1,5 l musu jabłkowego
- sok z dużej cytryny
- cukier do smaku
- 1 ok. galaretki w proszku, u mnie brzoskwiniowa
- 2 łyżeczki żelatyny w proszku
- WYKOŃCZENIE - 500 ml słodkiej tłustej śmietany
- 1 galaretka w proszku, u mnie rubinowa bo taką miałam
- ok. 40 g gorzkiej czekolady
- 100 ml nalewki cytrynowej
sposób przygotowania: MASA - jak już pisałam jabłuszka były słodkie, mocno czerwone - niektóre miały nawet różowy miąższ pod karminową skórką. Trudno mi powiedzieć ile ich było wagowo dlatego podaję w składnikach orientacyjną ilość już po zmiksowaniu. A jabłuszka cienko obrałam, usunęłam gniazda nasienne i miąższ pokroiłam na nieduże kawałki. Włożyłam do garnka, dolałam sok z cytryny i kilka łyżek wody, dusiłam na malutkim ogniu pod przykryciem aż jabłka zaczęły się rozpadać. Wtedy je zmiksowałam, ponownie zagotowałam i po zdjęciu z ognia dosypałam galaretkę oraz żelatynę. Mieszałam energicznie kilka minut żeby dobrze się rozpuściły. Dosypałam też troszkę cukru, ale masa nie powinna być zbyt słodka więc najpierw trzeba spróbować. Mus zostawiłam do ostygnięcia.
CIASTO - jajka ubiłam z cukrem zw. i wanilinowym na bardzo puszystą pianę. Była prawie biała. Dosypałam mąkę zmieszaną z solą i proszkiem do pieczenia, dodałam skórkę cytrynową, wymieszałam delikatnie, ale starannie łyżką i przelałam do prodiża wysmarowanego na dnie masłem i posypanego bułką tartą. Włączyłam i piekłam ok. 35 min.. Po sprawdzeniu patyczkiem żeby mieć pewność, że ciasto jest upieczone wyjęłam je na blat odwracając spodem do góry, zostawiłam żeby wystygło - jeśli macie czas to dobrze by było żeby ciasto poleżało przynajmniej przez noc to będzie się lepiej kroić.
Ciasto przekroiłam nożem na 3 blaty - wyszło prawie równo a nie było to łatwe bez dobrego noża. Jeden blat ułożyłam na talerzu ograniczając go obręczą tortownicy takiej samej średnicy co prodiż. Wszystkie 3 blaty skropiłam lekko cytrynówką.
Na pierwszy wyłożyłam połowę musu jabłkowego, który już lekko tężał, przykryłam drugim blatem, na to reszta musu i trzeci blat. Docisnęłam równo i odstawiłam do lodówki do schłodzenia.
WYKOŃCZENIE - galaretkę rozpuściłam w 200 ml gorącej wody, odstawiłam do wystudzenia. Zimną śmietankę ubiłam na sztywno. Nie przerywając ubijania cienkim strumieniem wlewałam lekko tężejącą galaretkę i jeszcze przez chwilę razem miksowałam. Czekoladę starłam na tarce. Naszykowałam też foliowy woreczek mający zastąpić mi worek cukierniczy albo szprycę, ale wiedziałam, że moje ozdoby nie będą arcydziełem bo zwyczajnie nie mam do tego ani talentu ani cierpliwości.
Z mocno schłodzonego torcika zdjęłam obręczo tortownicy okrawając wcześniej krawędź szerokim nożem. Wierzch i boki posmarowałam grubą warstwą śmietany - trzeba to robić dość szybko bo masa z galaretką szybko tężeje. Trochę masy przełożyłam do woreczka, ucięłam jeden rożek torebki i wyciskając ozdobiłam wierzch serduszkami oraz kleksikami - wyszło może nie najładniej, ale myślami była już w lesie :-)
Boki posypałam startą czekoladą i odstawiłam torcik do lodówki. Może nie jest ani piękny ani wyszukany, ale znikał w takim tempie, że do zdjęcia musiałam uciekać przed łakomczuchami aż za dom, z jednym kawałkiem na talerzyku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nasza rocznica wypadła w tym roku w piękny, słoneczny dzień - taką pogodę mieliśmy też podczas ślubu :-) A teraz będąc na Podlasiu wybraliśmy się razem z Żarłoczkiem, świadkową i jej ślubnym na wycieczkę rowerową w puszczę. Trasa wiodła do miejscowości Topiło. Odpoczynek wypadł pod sklepem w pobliżu stacji kolejki wąskotorowej.
Można było coś zjeść, napić się wody albo soku i pogłaskać miejscową przytulankę - pięknego i bardzo zadbanego psa wylegującego się na słońcu.
A po drodze zatrzymaliśmy się przy mogile w osadzie "Czternasty" o nazwie tak wdzięcznie wpisującej się w nasz kalendarz. Mogiła w lesie przypomina, że już po wojnie NKWD zamordowało tutaj naszych żołnierzy. Chwila zamyślenia i znicz, tak możemy oddać im cześć.
Śliczne ciasto:) na pewno smakowite
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam w takim razie wszystkiego najlepszego w tym szczególnym dniu :-) I, jeśli mogę, częstuję się tylko małym kawałeczkiem tego wspaniałego ciasta!
OdpowiedzUsuńTorcik piękny! A Tobie Izuniu kolejnych i kolejnych i kolejnych... 14 lat z Żarłoczkiem:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj!
bardzo dziękujemy za życzenia. Łatwo nie było i nie będzie bo trafił choleryk na furiata, ale kochamy się więc damy radę :D
OdpowiedzUsuńKochana wszystkiego dobrego dla Ciebie i Żarłoczka:) wielu wspaniałych lat razem Wam życzę:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję raz jeszcze :-) i pozdrawiam wszystkich!
OdpowiedzUsuń