Sesja . . . . i co ja robię tu???

Zostałam zaproszona na coś co fachowo nazywa się "sesją kreatywną dotyczącą innowacji produktowych". Brzmi bardzo poważnie, prawda? Takie spotkanie, roboczo nazwane warsztatami, miało trwać przez 2 kolejne dni, po ok. 9 roboczo - godzin każdy. Zastanawiałam się poważnie czy pójść, ale skoro sprawa miała dotyczyć produktów spożywczych to postanowiłam jednak wziąć w nich udział i zobaczyć czym to się je.



Spotkaliśmy się wcześnie rano w siedzibie TNS OBOP czyli Ośrodku Badania Opinii Publicznej. W dużej sali spokojnie zmieściło się ok. 15 zaproszonych osób i czworo pracowników ośrodka, w tym dwóch moderatorów z Pentora. Poza blogerkami, czyli mną, Ullą i Martą, reszta osób to przedstawiciele producentów zajmujący się marketingiem - m.in. z Pudliszek i Heinza. Już od rana czekały na nas wspomagacze w postaci kanapek, napojów zimnych i gorących oraz słodkich przegryzek i owoców.  W ciągu dnia dostaliśmy jeszcze ciepły posiłek.

Celem spotkania była tzw. burza mózgów i wstępne wymyślanie nowych produktów jakie mogłyby wprowadzać na rynek w/w firmy. Wcześniej prowadzone były już badania na konsumentach dotyczące tego czego im brakuje w sklepach - jakich produktów, półproduktów czy gotowych dań a my mieliśmy się zmierzyć z tym co powiedzieli, przetworzyć i wycisnąć z tego konkrety. W ciągu dnia także zapraszano małe grupy konsumentów i przedstawiano im przynajmniej część naszych gorących pomysłów - z obiema grupami pracowali moderatorzy natomiast konsumenci nie stykali się z nami bezpośrednio - mogliśmy tylko słuchać ich i oglądać w specjalnie przygotowanych do tego studiach.

 
Burza mózgów polegała na rzucaniu przez prowadzącego jakiegoś hasła bądź stwierdzenia a potem grze w skojarzenia i rozwijaniu danego tematu bo jak wiadomo każdy ma swoją własną wizję i  w grupie siła. Były także zabawy dla rozluźnienia czy pobudzenia umysłu, który po kilku godzinach wydawał się wyprany i odwirowany. Pracowaliśmy w mniejszych i większych grupach, których skład zmieniał się przy każdym postawionym problemie. Było pisanie na tablicach, w notesikach, rysowanie, slajdy, przepisy kulinarne, popisy indywidualne (w tym wokalne i taneczne), kalambury. Można było stać, siedzieć a nawet położyć się wygodnie na poduchach. Wszystko to zaowocowało mniej lub bardziej realnymi pomysłami, mnóstwem pomysłów, i ponoć jest bardzo cenne dla producentów. Dla mnie były to bardzo męczące dni - zresztą, dla innych chyba też, ale ja nie zwyczajna takiemu systemowi - wolałabym chyba coś testować przy garach niż gadać o tym. 


Po pierwszym dni wszyscy razem poszliśmy na kolację do Lokanty -  klubie/restauracji niedaleko ośrodka. Przyznam, że  jedzenie bardzo nam smakowało - świetny hummus, pyszne pieczone mięsa, sałatki i doskonałe desery poprawiły nam nastrój po pracy.

A następnego dnia powtórka z rozrywki czyli kolejny dzień burzy mózgów. Mimo zmęczenia jestem jednak zadowolona z udziału w czymś takim choć ciężko mi zrozumieć cel takich warsztatów, ale ja prosta baba jestem i pewnie się nie znam. Poznałam jednak wiele bardzo miłych osób, być może jakieś kontakty zaowocują w przyszłości. Poza tym człowiek całe życie się uczy i często cenniejsze są te zdawałoby się nieistotne czy nawet mało miłe doświadczenia.

Jak już pisałam ma warsztaty do Warszawy przyjechała Ulla, z którą znałyśmy się od dawna, ale tylko z sieci i wreszcie mogłyśmy poznać się w realu. Oczywiście tam gdzie spotkają się przynajmniej dwie blogerki kulinarne nie może zabraknąć pogaduszek, dwóch aparatów fotograficznych i dobrego jedzenia. Po warsztatach pogadałyśmy sobie tak od serca, poplotkowałyśmy a dzisiaj rano poszłyśmy razem powłóczyć się po sklepach - pogoda jakby zamówiona i świeciło cudne słonko.

Ulla chciała nabyć kilka egzotycznych składników niedostępnych w Jej stronach więc odwiedziłyśmy bazar pod Halą Mirowską. Zachwycił nas wybór różności w sklepiku nr 17 zwanego popularnie "u hipisa" - właściciel to bardzo miły człowiek sprzedający cuda i cudeńka z dalekich krajów. Zna się na nich i służy radą jeśli się o cokolwiek zapyta. Byłyśmy też w sklepie z żywnością orientalną mieszczącym się na tyłach Hali - tam też, w przylegającej restauracyjce, zjadłyśmy całkiem smaczny lunch składający się z zupy pho z wołowiną, zupy z pierożkami wonton i kurczakiem oraz krokiecików smażonych z kapustą pekińską i surówki kapuścianej - lekko i bardzo smacznie. Na deser i resztę zakupów poszłyśmy sobie do Złotych Tarasów żeby Ulla miała już blisko na Dworzec. Czas płynie stanowczo za szybko w miłym towarzystwie więc wkrótce musiałam Ją pożegnać, ale mam nadzieję, że widziałyśmy się nie po raz ostatni :)

6 komentarzy:

  1. oj, napewno nie ostatni raz się widziałyśmy :)
    Dzięki jeszcze raz za wszystko !

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyza, Ty jesteś wszędzie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam, bez przesady :) znam takie blogerki co są o wiele bardziej aktywne

      Usuń
  3. Super!! ..fajne spotkanie a te kanapeczki na górze to kilka razy juz ogladalam :)) piekne są

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna, i popatrz jakie proste - cały efekt robi ładne ułożenie prostych składników i delikatne przybranie :)

      Usuń

Będzie mi miło jeśli zostawisz swój komentarz i odwiedzisz mnie znowu. Jeśli ugotowałeś albo upiekłeś coś z przepisu znalezionego tutaj zrób zdjęcie i pochwal się przysyłając je do mnie.

Print Friendly and PDF
Copyright © Smaczna Pyza , Blogger