Boeuf bourguignon - wołowina po burgundzku
Dzisiaj klasyka kuchni francuskiej czyli pyszna duszona wołowina. Danie pełne dobrze zrównoważonych smaków, które gotowałam wirtualnie z koleżankami Joasią, Kasią i Olą.
Przepis bazowy podany nam przez Kasię pochodzi z książki Beverly Leblanc "Französische Küche" wyd. Parragon Books, ale przestudiowałam sobie także TEN bo książka jest niemiecka a danie francuskie i ja, niedowiarek, chciałam mieć lepszy pogląd na całość. Okazało się, że różnice są niewielkie i oba przepisy dobrze się uzupełniają :) Jak znam życie to każda z nas i tak pewnie odrobinę coś pozmieniała np. niektóre ilości składników czy z któregoś zrezygnowała bo go nie lubi.
Mam nadzieję, że wszystkim ta potrawa smakowała tak samo wspaniale jak mnie - będę do niej wracać na pewno. I już myślę o zaopatrzeniu się w porządny żeliwny garnek bo takiego się jakoś nie dorobiłam - jednak jak widać w szklanym naczyniu żaroodpornym z pokrywą też się dało zrobić coś pysznego.
czas przygotowania : 5 godzin + ew. kilkanaście godzin na przegryzienie
składniki na 4 porcje :
Z boczku odcięłam skórę i pokroiłam go w słupki, tak mniej więcej 0,5x4 cm. Razem ze skórką wrzuciłam do wrzątku i gotowałam ok. 5 minut. Odcedziłam i osuszyłam na ręczniku.
Warzywa oczyściłam. Marchew pokroiłam w niezbyt cienkie plastry, cebulę w piórka, pora w krążki a ząbki czosnku lekko zmiażdżyłam.
W oryginale wszystko smaży się i dusi w żeliwnym garnku, ale takiego nie posiadam więc musiałam poradzić sobie inaczej. W rondlu rozgrzałam po 1 łyżeczce oleju i masła, wrzuciłam pokrojony boczek i smażyłam jakieś 3 minuty aż się dobrze zrumienił. Wyjęłam skwarki łyżką cedzakową na talerz. Pozostały w rondlu tłuszcz jeszcze podgrzałam aż zaczął dymić i partiami smażyłam kawałki mięsa - kładzie się tylko po kilka sztuk żeby leżały luźno i nie stykały się - zrumieniłam je porządnie ze wszystkich stron a te usmażone przekładałam do boczku. Przy smażeniu drugiej części mięsa dodałam taką samą ilość tłuszczu co przed smażeniem boczku. Gdy już całe mięso było obsmażone wrzuciłam je razem ze skwarkami z powrotem do rondla. Oprószyłam 1 łyżką mąki, wymieszałam dokładnie a następnie przesypałam do naszykowanego naczynia żaroodpornego. To wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 230 st. C na kilka minut.
W tym czasie w rondlu rozgrzałam 1 łyżkę oleju i 1 łyżeczkę masła, wrzuciłam warzywa. Smażyłam je mieszając kilka minut aż zaczęły się rumienić. Oprószyłam morską solą i świeżo mielonym pieprzem. Dodałam pozostałą łyżkę mąki, wymieszałam i chwilę jeszcze smażyłam. Jarzyny zalałam wywarem wymieszanym z koncentratem, dodałam wiązkę ziół i skórkę z boczku, zagotowałam. Dolałam trochę więcej jak połowę wina i całość przelałam do naczynia z mięsem. Płyn powinien ledwie zakryć mięso. Naczynie przykryłam pokrywą i zostawiłam w piekarniku na 2,5-3 godziny zmniejszając temperaturę do 160 st. C.
Po tym czasie dobrze by było wyjąć danie z piekarnika i zostawić w spokoju do następnego dnia żeby wszystko dobrze się przegryzło i dokończyć dopiero nazajutrz. Nie jest to konieczne, ale bardzo pożądane i tak też zrobiłam.
Następnego dnia ponownie rozgrzałam piec i zagrzałam mięso w sosie. Gdy nabierały temperatury oczyściłam malutkie pieczarki. Naszykowałam też cebulki tzn. nacięłam ich piętki na krzyż, wrzuciłam do wrzącej wody na ok. 10 sekund a po odcedzeniu z łatwością obrałam z łupinek. W rondlu rozpuściłam łyżeczkę masła i gdy się rozgrzało dodałam cebulki - usmażyłam je na złoto dodając 2 szczypty cukru a kiedy ten się skarmelizował dolałam kilka łyżek wywaru wołowego - dusiłam aż odparował a cebulki pokryły się glazurą - przełożyłam je na talerz. W rondlu rozgrzałam 2 łyżeczki masła - wrzuciłam całe pieczarki i smażyłam je aż były rumiane.
Pieczarki i cebulki dodałam do garnka z podgrzaną wołowiną i piekłam wszystko razem jeszcze ok. 30 - 45 minut. Podczas długiego pieczenia, mimo pokrywki, część płynu odparowała więc dolałam jeszcze ok. 1/2 szkl. wina. Przed podaniem usunęłam bouquet garni, skórkę, przecedziłam całość przez sito - z powierzchni sosy zebrałam większość tłuszczu a potem podgotowałam go oddzielnie w rondelku żeby jeszcze zredukował - zagęszczony wlałam do mięsa, warzyw i grzybów. Ja lubię gesty sos i tak też radzą zrobić Francuzi - wedle opisu sos powinien być gesty tak żeby oblepiał wypukłą stronę łyżki, zanurzonej w nim i wyjętej.
Boeuf bourguignon podaje się posypując świeżą pietruszką i z dodatkiem świeżej bagietki, ale znam takiego jednego faceta co swoją porcje zjadł z tłuczonymi ziemniakami i był bardzo zadowolony.
Można oczywiście pominąć "leżakowanie" dania do następnego dnia i gdy mięso będzie miękkie od razu dodać pieczarki oraz cebulki a po podduszeniu wykończyć potrawę. Jednak tego typu dania jednogarnkowe lubią postać i odpocząć :)
Cały opis brzmi może nieco skomplikowanie, ale wszystko robi się łatwo a potem potrawa piecze się sama więc nie zrażajcie się bo warto przygotować coś naprawdę pysznego.
Przepis bazowy podany nam przez Kasię pochodzi z książki Beverly Leblanc "Französische Küche" wyd. Parragon Books, ale przestudiowałam sobie także TEN bo książka jest niemiecka a danie francuskie i ja, niedowiarek, chciałam mieć lepszy pogląd na całość. Okazało się, że różnice są niewielkie i oba przepisy dobrze się uzupełniają :) Jak znam życie to każda z nas i tak pewnie odrobinę coś pozmieniała np. niektóre ilości składników czy z któregoś zrezygnowała bo go nie lubi.
Mam nadzieję, że wszystkim ta potrawa smakowała tak samo wspaniale jak mnie - będę do niej wracać na pewno. I już myślę o zaopatrzeniu się w porządny żeliwny garnek bo takiego się jakoś nie dorobiłam - jednak jak widać w szklanym naczyniu żaroodpornym z pokrywą też się dało zrobić coś pysznego.
czas przygotowania : 5 godzin + ew. kilkanaście godzin na przegryzienie
składniki na 4 porcje :
- ok. 1000 g wołowiny - łopatki bez kości
- ok. 200 g wędzonego surowego boczku
- 2 łyżki oleju słonecznikowego
- 3 łyżki masła
- 1 duża marchewka
- 1 średnia cebula
- 1/2 średniego pora
- 3 ząbki czosnku
- ok. 2 - 2,5 szkl. bulionu wołowego
- ok. 1,5 - 2 szkl. czerwonego wytrawnego wina Cotes du Rhone
- 2 czubate łyżki mąki pszennej
- 1 łyżka przecieru pomidorowego
- 1 bouquet garni - czyli 2 małe liście laurowe, kilka gałązek świeżego tymianku i kilka gałązek świeżej natki pietruszki a wszystko związane nicią żeby się nie rozpadło
- kilkanaście całych małych pieczarek - u mnie 20
- kilkanaście całych malutkich cebulek - miały być perłowe, ale udało mi się dostać tylko malutkie szalotki
- do smaku - sól morska, pieprz czarny świeżo mielony, odrobina cukru
Z boczku odcięłam skórę i pokroiłam go w słupki, tak mniej więcej 0,5x4 cm. Razem ze skórką wrzuciłam do wrzątku i gotowałam ok. 5 minut. Odcedziłam i osuszyłam na ręczniku.
Warzywa oczyściłam. Marchew pokroiłam w niezbyt cienkie plastry, cebulę w piórka, pora w krążki a ząbki czosnku lekko zmiażdżyłam.
W oryginale wszystko smaży się i dusi w żeliwnym garnku, ale takiego nie posiadam więc musiałam poradzić sobie inaczej. W rondlu rozgrzałam po 1 łyżeczce oleju i masła, wrzuciłam pokrojony boczek i smażyłam jakieś 3 minuty aż się dobrze zrumienił. Wyjęłam skwarki łyżką cedzakową na talerz. Pozostały w rondlu tłuszcz jeszcze podgrzałam aż zaczął dymić i partiami smażyłam kawałki mięsa - kładzie się tylko po kilka sztuk żeby leżały luźno i nie stykały się - zrumieniłam je porządnie ze wszystkich stron a te usmażone przekładałam do boczku. Przy smażeniu drugiej części mięsa dodałam taką samą ilość tłuszczu co przed smażeniem boczku. Gdy już całe mięso było obsmażone wrzuciłam je razem ze skwarkami z powrotem do rondla. Oprószyłam 1 łyżką mąki, wymieszałam dokładnie a następnie przesypałam do naszykowanego naczynia żaroodpornego. To wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 230 st. C na kilka minut.
W tym czasie w rondlu rozgrzałam 1 łyżkę oleju i 1 łyżeczkę masła, wrzuciłam warzywa. Smażyłam je mieszając kilka minut aż zaczęły się rumienić. Oprószyłam morską solą i świeżo mielonym pieprzem. Dodałam pozostałą łyżkę mąki, wymieszałam i chwilę jeszcze smażyłam. Jarzyny zalałam wywarem wymieszanym z koncentratem, dodałam wiązkę ziół i skórkę z boczku, zagotowałam. Dolałam trochę więcej jak połowę wina i całość przelałam do naczynia z mięsem. Płyn powinien ledwie zakryć mięso. Naczynie przykryłam pokrywą i zostawiłam w piekarniku na 2,5-3 godziny zmniejszając temperaturę do 160 st. C.
Po tym czasie dobrze by było wyjąć danie z piekarnika i zostawić w spokoju do następnego dnia żeby wszystko dobrze się przegryzło i dokończyć dopiero nazajutrz. Nie jest to konieczne, ale bardzo pożądane i tak też zrobiłam.
Następnego dnia ponownie rozgrzałam piec i zagrzałam mięso w sosie. Gdy nabierały temperatury oczyściłam malutkie pieczarki. Naszykowałam też cebulki tzn. nacięłam ich piętki na krzyż, wrzuciłam do wrzącej wody na ok. 10 sekund a po odcedzeniu z łatwością obrałam z łupinek. W rondlu rozpuściłam łyżeczkę masła i gdy się rozgrzało dodałam cebulki - usmażyłam je na złoto dodając 2 szczypty cukru a kiedy ten się skarmelizował dolałam kilka łyżek wywaru wołowego - dusiłam aż odparował a cebulki pokryły się glazurą - przełożyłam je na talerz. W rondlu rozgrzałam 2 łyżeczki masła - wrzuciłam całe pieczarki i smażyłam je aż były rumiane.
Pieczarki i cebulki dodałam do garnka z podgrzaną wołowiną i piekłam wszystko razem jeszcze ok. 30 - 45 minut. Podczas długiego pieczenia, mimo pokrywki, część płynu odparowała więc dolałam jeszcze ok. 1/2 szkl. wina. Przed podaniem usunęłam bouquet garni, skórkę, przecedziłam całość przez sito - z powierzchni sosy zebrałam większość tłuszczu a potem podgotowałam go oddzielnie w rondelku żeby jeszcze zredukował - zagęszczony wlałam do mięsa, warzyw i grzybów. Ja lubię gesty sos i tak też radzą zrobić Francuzi - wedle opisu sos powinien być gesty tak żeby oblepiał wypukłą stronę łyżki, zanurzonej w nim i wyjętej.
Boeuf bourguignon podaje się posypując świeżą pietruszką i z dodatkiem świeżej bagietki, ale znam takiego jednego faceta co swoją porcje zjadł z tłuczonymi ziemniakami i był bardzo zadowolony.
Można oczywiście pominąć "leżakowanie" dania do następnego dnia i gdy mięso będzie miękkie od razu dodać pieczarki oraz cebulki a po podduszeniu wykończyć potrawę. Jednak tego typu dania jednogarnkowe lubią postać i odpocząć :)
Cały opis brzmi może nieco skomplikowanie, ale wszystko robi się łatwo a potem potrawa piecze się sama więc nie zrażajcie się bo warto przygotować coś naprawdę pysznego.
Uwielbiam! I też muszę zakupić porządny żeliwny garnek - właśnie do takich dań, jak i do pieczenia chleba :)
OdpowiedzUsuńdrogie są, ale taki garnek to na wiele lat :)
UsuńIzo, dwa razy robiłam boeuf i za każdym razem wyszedł mi "żelazny" w smaku. Wybierałam wino czerwone wytrawne, ale zemściło się to żelazistym posmakiem.
OdpowiedzUsuńPrzepis druknęłam. Mam zamiar zrobić w żeliwnej formie z pokrywą.
Doradzisz coś w sprawie wina (bo myślę, że ono, nie mięso) ponosiło winę ;) za tamten smak.
Reńskie? Jeszce jakieś inne?
ja na winach zbyt dobrze się nie znam, ale pierwsza rzecz - po otwarciu butelki próbujemy i jeśli nie pasuje nam w smaku to w daniu też będzie niesmaczne. Może też było go po prostu za dużo i przytłumił smak innych rzeczy ? ja wzięłam z półki w sklepie pierwsze Cotes du Rhone jakie rzuciło mi się w oczy bo stało kilka a nie mam pojęcia czym się różniły.... Ostatecznie możesz dodać łagodniejszego wina półwytrawnego, ale to trochę inny klimat będzie ...
Usuńwygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życze kolejnych fantastycznych inspiracji :)))
Olinka- Smakowy Raj
dziękuję bardzo :)
UsuńOd samego patrzenia ślinka cieknie
OdpowiedzUsuńw takim razie musisz zrobić takie danie :)
Usuńkoniecznie :) mąż będzie zachwycony taką porcją mięsiwa w takim wydaniu :)
Usuńmam nadzieję :)
Usuńpyszne było bardzo bardzo :) ślicznie się prezentuje twoja wersja :)
OdpowiedzUsuńOlu, wiem już, że Wam też smakowało :) do następnego gotowania :)
UsuńWow, wygląda pięknie. Myśli Pani, że wyjdzie dobre jeśli pominę boczek?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anita.
Anita, on dodaje dymnego posmaku a jeśli wybierzesz chudy, tak jak ja, to danie wcale nie będzie tłuste
UsuńAleż to wygląda świetnie. Muszę koniecznie też to koniecznie zrobić. Dziękuję za przepis.
OdpowiedzUsuńto pyszne danie, polecam wszystkim :)
UsuńIza, dzięki za zaproszenie:) Dobrze, że miałam swoją to mi język nie ucieknie :)
OdpowiedzUsuńAsiu, fajnie jest tak gotować razem - choćby wirtualnie :) mam nadzieję, że Ci się podobało i jeszcze z nami coś upichcisz :)
Usuńbardzo się podobało :) mam nadzieję na dalsze gotowanie :)
Usuńcieszę się :)
Usuńwygląda świetnie, ślinka cieknie na sam widok, zazdroszczę takiego obiadu:)
OdpowiedzUsuńJustryna, nie zazdrość tylko ugotuj taki :)
UsuńPrzepyszne było! :) Dzięki za niezawodną Twą obecność podczas WG! :) Cieszę się, że przepis przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńP.S. A ja akurat niczego w przepisie nie zmieniłam i jak dla mnie wyszedł idealny. :)
Kasiu, u ja dziękuję :) wiesz, że jestem niepokorna i muszę pokombinować zawsze :)
UsuńPoza konsystencją sosu, jak dla mnie to Twój boeuf wyszedł (przynajmniej na fotce) dość podobny do mojego. ;) Ja chciałam spróbować takiego czysto-klasycznego, stąd żadnych zmian w przepisie nie uwzględniłam tym razem. :)
OdpowiedzUsuńbo zmiany były kosmetyczne - oba przepisy są klasyczne, może ten Jacquesa Pépin i Julii Child ma nieco więcej szczegółów. Tam też wyczytałam o zebraniu tłuszczu z sosu i odparowaniu go żeby był gęstszy i tak zrobiłam bo lubimy gęste sosy :) ale wcale tego robić nie trzeba bo sos jest pyszny zanim zgęstnieje a tłuszczu było raptem może z 1,5 łyżki
UsuńSzkoda że pani nie mieszka gdzieś bliżej..oj wprosiłabym się na obiadek :)
OdpowiedzUsuńAnetko, niestety musisz sobie go sama ugotować :)
Usuńjak spod reki Julie Child:)
OdpowiedzUsuńojej, taki komplement :)
Usuńświetne danie i te zachęcające fotografie:) cud, miód:D!
OdpowiedzUsuńAntenka, bierz przepis i gotuj w domu bo bardzo smaczne :)
UsuńIza , a to niespodzianka ;-) warto było czekać na Twój przepis . Garnek mam , jutro kupuję potrzebne produkty bi do dzieła !!! Dzięki . Pozdrawiam Ludka
OdpowiedzUsuńnie zawiedziesz się bo to wspaniałe danie :)
UsuńCoś oryginalnego widzę. Zapowiada się smakowite popołudnie:)
OdpowiedzUsuńzapewniam, że bardzo smakowite :)
UsuńAż ślinka cieknie:) Takie właśnie zdjęcia są wizytówką wszystkich blogów kulinarnych: zachęcają do jedzenia, nawet jeśli nie lubi się czegoś:)
OdpowiedzUsuń