Babeczki w lesie

Zaplanowałam sobie na sobotę wycieczkę do lasu. Oczywiście z koszem bo liczyłam na jakieś grzybobranie. Kiedy obudziłam się rano zza okna dochodził szum padającego deszczu więc już byłam zła kiedy wstawałam z łóżka. Ale pomyślałam sobie, że nie ma tak dobrze - skoro zaplanowane to jedziemy.


Zanim się wygrzebaliśmy i dojechaliśmy na miejsce deszcze przestał padać - cóż, przecież skoro nie zatrzymał mnie w domu to co się będzie wysilał, prawda? Szybko ruszyłam między drzewa a Żarłoczek został w pobliżu auta bo nie bardzo lubi grzebać w ściółce :-) Zresztą towarzystwa dotrzymywały mu fajne babeczki, które przezornie zapakowałam w pudełeczko.

A ja zbierałam sobie grzybki, wdychałam świeże powietrze i opędzałam się od komarów, które mnie bardzo lubią - bez wzajemności jakoś . . .
Szału nie było, ale coś tam nazbierałam - były kurki w różnych rozmiarach, troszkę łuszczaków zmiennych, muchomory rdzawobrązowe i czerwieniejące - i tutaj proszę nie nie dziwić bo oba gatunki jak najbardziej nadają się do zbiorów i są jadalne. Trafiło się też kilka kolorowych, zdrowych gołąbków, ale generalnie to robaczki wiedzą co dobre bo większość z nich była już mocno napoczęta. Znalazłam też trochę lakówek ametystowych, które są co prawda nieco łykowate, ale za to ładnie wyglądają w słoiczkach z marynatami tracąc niestety nieco koloru.

Babeczki malinowe

składniki:

  • 80 g masła albo margaryny
  • 1 szkl. cukru pudru (szkl. poj 200 ml)
  • 1 jajko
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 1 szkl. mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 1 szkl. wiórków kokosowych
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • sok z jednej cytryny + 1 łyżka spirytusu + trochę wody - razem 1/3 szkl. płynu
  • 1 czubata szkl. świeżych malin

  • dodatkowo: 100 ml śmietanki kremówki
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1 mała łyżeczka (taka do kawy) żelatyny

sposób przygotowania:
Naszykowałam formę do muffinek i . . . okazało się, że zapomniałam kupić papilotki. Ale jako dzielna gospodyni zaradziłam temu. Przypomniałam sobie, że gdzie kiedyś widziałam jak ktoś wykłada foremki papierem do pieczenia i też tak zrobiłam. Wycięłam z niego kwadraty m/w 12 x 12 cm i wcisnęłam je we wgłębienia zaginając powstające po bokach fałdy.

Jajko wybiłam rozdzielając żółtko od białka. Białko ubiłam na sztywno dodając sól i 2 łyżki cukru pudru, odstawiłam. Miękkie masło zmiksowałam z resztą cukru pudru aż nabrało puszystości i wyraźnie zbielało. Miksując dodawałam wiórki, sok cytrynowy z wodą i alkoholem, i mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia - masa była bardzo gęsta, ale tak właśnie ma być. Następnie, za pomocą łyżki, wmieszałam do masy ubite wcześniej białko i maliny. Owoce lekko się rozgniotą przy mieszaniu, ale to nic nie szkodzi. Masę rozdzieliłam sprawiedliwie na wszystkie foremki i wstawiłam blaszkę do piekarnika nagrzanego do 180 st. C. Piekłam ok. 20 min..

Żelatynę zalałam w kubeczku 4 łyżkami zimnej wody a gdy napęczniała podgrzewałam aż całość się rozpuściła. Zimną śmietanę ubiłam na sztywno z cukrem pudrem, miksując dolałam ciepłą żelatynę a gdy masa nieco stężała wyłożyłam ją na wystudzone babeczki. Ozdobiłam świeżymi malinami i listkami melisy.

Podsumowując: po porannych opadach ładnie się wypogodziło. Ja się doleśniłam i prawie zapełniłam koszyk więc pysk mi się cieszy. A Żarłoczek zaprzyjaźnił się z babeczkami tak bardzo, że do domu wróciło puste pudełko - dobrze, że nie zabrałam wszystkich dwunastu . . .

2 komentarze:

Będzie mi miło jeśli zostawisz swój komentarz i odwiedzisz mnie znowu. Jeśli ugotowałeś albo upiekłeś coś z przepisu znalezionego tutaj zrób zdjęcie i pochwal się przysyłając je do mnie.

Print Friendly and PDF
Copyright © Smaczna Pyza , Blogger