Piechotą do nieba
Nie ma to tamto, trzeba się wreszcie zmobilizować i napisać kilka słów o miłym zaproszeniu jakie dostałam jakiś czas temu. Wybaczcie, ale jakoś nie mogłam się zebrać . . . może teraz, zagryzając ostatnim kawałkiem czekoladowego jaja jakie sama zdobiłam jakoś mi to pójdzie :D
Chodzi oczywiście o zaproszenie do Fabryki Czekolady czyli Zakładów "E.Wedel". Trafiło mi się przypadkiem, ale bardzo się ucieszyłam bo czekoladę, jak powszechnie wiadomo, uwielbiam. Już samo podjechanie w okolicę Fabryki przyprawia mnie o przyjemny zawrót głowy bo zapach czekolady unosi się w całej dzielnicy. Ciekawe, czy byłabym zdolna skupić się na pracy czując takie boskie aromaty przez cały dzień - szczerze mówiąc to wątpię :D Ponieważ dzień był pogodny a mieszkam całkiem niedaleko to zrobiłam sobie spacer i tak piechotą doszłam prawie do nieba . . .
Ale wróćmy do opowieści - będzie krótko bo już na samo wspomnienie dostaję ślinotoku . . . Na spotkanie zaproszono kilka blogerek kulinarnych, kilku przedstawicieli portali kulinarnych i osoby, które wygrały takowe zaproszenie w jakimś konkursie - nie wiem dokładnie jakim bo nie dopytałam. Wejście na teren Zakładu jest tylko za specjalnym zaproszeniem, z przepustką, przewodnikiem - żadnej przypadkowości być nie może bo przecież produkuje się tutaj żywność.
Przy kawie, herbacie i przepysznej czekoladzie wysłuchaliśmy opowieści o historii Fabryki, rodzinie założycieli i aktualnych ciekawostkach. A potem było już tylko przyjemniej bo zaproszono nas do obejrzenia cudeniek wykonanych w czekolady i dalej, na wydzieloną tego dnia część linii produkcyjnej gdzie sam Maestro Czekolady czyli Janusz Profus uczył nas jak się z czekoladą obchodzić. Mówił dużo i szczegółowo - widać, że wie w temacie na prawdę dużo, jeśli nie wszystko, i bardzo chętnie dzieli się wiedzą. Ubrani w specjalne wdzianka, mało twarzowe, ale konieczne, mogliśmy sami, no prawie sami, wykonać wielkie czekoladowe jaja, zajączki, torciki wedlowskie i pralinki - podczas normalnej produkcji nie wolno absolutnie jeść czy oblizywać paluchów, ale my mieliśmy taryfę ulgową, z której skwapliwie korzystaliśmy.
Mistrz pokazywał nam także jak temperować czekoladę udzielając cały czas dobrych rad i odpowiadając na wszystkie pytania. Niestety, zapach i widok tego przysmaku spowodował, że chyba nie wszystko udało się zapamiętać.
Wszystkie rzeczy, które robiliśmy dostaliśmy w prezencie i mogliśmy zabrać je do domu - moja rodzinka oszalała :) Spotkanie zakończyłam kolejna porcja kawy, herbaty albo czekolady do wybory - ale podanej w gabinecie samego Pana Wedla gdzie z portretów patrzyli na nas ojcowie założyciele a w gablotach znajdują się różne pamiątki firmowe jak między innymi kolekcja dawnych opakowań słodyczy.
Spotkanie niezapomniane - kilka godzin minęło zdecydowanie zbyt szybko, ale pocieszę Was, że w planach są podobno następne takie warsztaty :) więc jeśli tylko będziecie mieli okazję to szczerze polecam.
Chodzi oczywiście o zaproszenie do Fabryki Czekolady czyli Zakładów "E.Wedel". Trafiło mi się przypadkiem, ale bardzo się ucieszyłam bo czekoladę, jak powszechnie wiadomo, uwielbiam. Już samo podjechanie w okolicę Fabryki przyprawia mnie o przyjemny zawrót głowy bo zapach czekolady unosi się w całej dzielnicy. Ciekawe, czy byłabym zdolna skupić się na pracy czując takie boskie aromaty przez cały dzień - szczerze mówiąc to wątpię :D Ponieważ dzień był pogodny a mieszkam całkiem niedaleko to zrobiłam sobie spacer i tak piechotą doszłam prawie do nieba . . .
Ale wróćmy do opowieści - będzie krótko bo już na samo wspomnienie dostaję ślinotoku . . . Na spotkanie zaproszono kilka blogerek kulinarnych, kilku przedstawicieli portali kulinarnych i osoby, które wygrały takowe zaproszenie w jakimś konkursie - nie wiem dokładnie jakim bo nie dopytałam. Wejście na teren Zakładu jest tylko za specjalnym zaproszeniem, z przepustką, przewodnikiem - żadnej przypadkowości być nie może bo przecież produkuje się tutaj żywność.
Przy kawie, herbacie i przepysznej czekoladzie wysłuchaliśmy opowieści o historii Fabryki, rodzinie założycieli i aktualnych ciekawostkach. A potem było już tylko przyjemniej bo zaproszono nas do obejrzenia cudeniek wykonanych w czekolady i dalej, na wydzieloną tego dnia część linii produkcyjnej gdzie sam Maestro Czekolady czyli Janusz Profus uczył nas jak się z czekoladą obchodzić. Mówił dużo i szczegółowo - widać, że wie w temacie na prawdę dużo, jeśli nie wszystko, i bardzo chętnie dzieli się wiedzą. Ubrani w specjalne wdzianka, mało twarzowe, ale konieczne, mogliśmy sami, no prawie sami, wykonać wielkie czekoladowe jaja, zajączki, torciki wedlowskie i pralinki - podczas normalnej produkcji nie wolno absolutnie jeść czy oblizywać paluchów, ale my mieliśmy taryfę ulgową, z której skwapliwie korzystaliśmy.
Mistrz pokazywał nam także jak temperować czekoladę udzielając cały czas dobrych rad i odpowiadając na wszystkie pytania. Niestety, zapach i widok tego przysmaku spowodował, że chyba nie wszystko udało się zapamiętać.
Wszystkie rzeczy, które robiliśmy dostaliśmy w prezencie i mogliśmy zabrać je do domu - moja rodzinka oszalała :) Spotkanie zakończyłam kolejna porcja kawy, herbaty albo czekolady do wybory - ale podanej w gabinecie samego Pana Wedla gdzie z portretów patrzyli na nas ojcowie założyciele a w gablotach znajdują się różne pamiątki firmowe jak między innymi kolekcja dawnych opakowań słodyczy.
Spotkanie niezapomniane - kilka godzin minęło zdecydowanie zbyt szybko, ale pocieszę Was, że w planach są podobno następne takie warsztaty :) więc jeśli tylko będziecie mieli okazję to szczerze polecam.
Czekoladki pierwsza klasa, twojej jajka z zającami boskie, a fartuszki super twarzowe :)
OdpowiedzUsuń