Wszystkie drogi prowadzą do Warszawy
Starałam się, nawet bardzo, bo ciągle ktoś mi zarzuca, że tyle różnych warsztatowych spotkań mam pod nosem . . . Kombinowałam, gotowałam no i w konkursie na stronie natoobe.pl wygrałam warsztaty z Sagą. Nawet wstałam bladym świtem i tłukłam się pociągiem kilka godzin - i po co? Ano po to żeby znowu wylądować w Warszawie :D Tak, to nie pomyłka, bo taką ładną nazwę nosi bardzo przyjemny hotel w Augustowie do którego nas, czyli kilka laureatek dwóch konkursów, zaproszono. Nazwa co prawda nie pochodzi bezpośrednio od mojego rodzinnego miasta tylko samochodu, ale ten przecież właśnie z miastem związany więc Warszawa piękna jest - każda i wszędzie :)
Do Augustowa jechałam razem z Asią i świetnie nam się podróżowało koleją. Pokręciłyśmy się nieco po mieście dokonując smacznych zakupów - sera żółtego z mleczarni w Rospudzie oraz przepysznych, naturalnych wędlin z Puńska za śmieszne, jak na warszawskie realia, cenach. Jeśli będziecie w Augustowie to polecam mały sklepik mięsny przy ul. Hożej 11 - tam właśnie można kupić wspaniały, prawdziwy kindziuk i inne pyszne wędliny.
Skierowane przez miejscowych obiad zjadłyśmy w kultowym barze Albatros - kartacze, surówka i kompot bardzo nam smakowały i nie nadwyrężyły portfeli. Zadowolone zameldowałyśmy się na kwaterze. Potem jeszcze krótki spacer brzegiem jeziora, kilka chwil w SPA gdzie niektóre z nas się moczyły a inne soliły - każdy wedle potrzeb i gustów.
Odprężone stawiłyśmy się na kolacji, na którą zaprosił na sam szef kuchni i dyrektor gastronomii hotelu Warszawa i nasz mistrz warsztatów czyli Marcin Budynek - przemiły człowiek, z którym świetnie się razem gotuje i bardzo miło spędza czas poza kuchnią.
Menu, przygotowane i serwowane specjalnie dla nas było cudowne a atmosfera przy stole luźna i bardzo wesoła więc siedzieliśmy do późnej nocy. Jednak trzeba było nieco się przespać bo następnego ranka czekały na nas zajęcia w Akademii Kulinarnej Marcina Budynka.
Podzieleni na 3 zespoły przygotowaliśmy kilka dań, oczywiście używając przy przy pracy papierów Saga - podobało mi się, że podane przepisy były tylko bazą i pozwolono nam bardzo swobodnie poruszać się po kuchni i korzystać ze wszystkiego co tam znaleźliśmy. Marcin jest bardzo gościnny więc powyciągał wszystkie dobra jakimi dysponował - mnóstwo ciekawych przypraw, sery, oliwy, wina, różne przetwory, suszone rzadkie grzyby - wszystko mieliśmy do dyspozycji albo chociaż popróbowania.
Kilka godzin minęło bardzo szybko. Nieco zmęczeni wróciliśmy do hotelu gdzie okazało się, że to nie koniec atrakcji. Marcin zaprosił nas wszystkich na rejs łódką - gondolą. Pływaliśmy całe popołudnie, aż do zachodu słońca po jeziorach Niecko, Białym i Rospudzie. Rozluźnieni nieco procentami i roześmiani wróciliśmy na kolację przy grillu gdzie spędziliśmy cały wieczór.
My z Joasią, musząc wstać o 4 rano żeby wrócić do domu - niestety, obie miałyśmy popołudniowe zobowiązania w Warszawie - poszłyśmy spać nieco przed północą. Część towarzystwa bawiła się do rana.
Impreza ogólnie bardzo przyjemna - fajne warsztaty, dużo śmiechu, zabawy i czasu żeby się wyluzować. Ja dużo skorzystałam, dużo się dowiedziałam, nauczyłam i bardzo dziękuję organizatorom za możliwość uczestniczenia w tych warsztatach.
Jednak napiszę jeszcze coś - będę szczera do bólu czym, jak zwykle, narobię sobie nowych wrogów w sieci - bo mam kilka spostrzeżeń, takich zupełnie osobistych. Tak sobie myślę, że bardzo dziwne i jednocześnie przykre jest jeśli człowiek znając część osób z sieci przy spotkaniu ich w realu tak bardzo się rozczarowuje. Niektóre blogi są na pierwszy rzut oka takie piękne, z cudnymi zdjęciami dań, mają mnóstwo fanów a potem podczas prawdziwego gotowania w kuchni okazuje się, że właściciel bardzo niewiele potrafi sam zrobić i rodzi się pytanie jak to możliwe ? Ot, taka zagwozdka, którą mam już nie pierwszy raz, niestety . . . Niektórzy też chyba jadą na takie warsztaty bardziej w celach towarzyskich niż po to żeby się czegoś nauczyć - myślę, że nie trzeba się zanadto pindrzyć ani dużo pić żeby dobrze się bawić. A może ten nadmiar lansu jest po to żeby zamaskować swoje kompleksy . . . ?
Do Augustowa jechałam razem z Asią i świetnie nam się podróżowało koleją. Pokręciłyśmy się nieco po mieście dokonując smacznych zakupów - sera żółtego z mleczarni w Rospudzie oraz przepysznych, naturalnych wędlin z Puńska za śmieszne, jak na warszawskie realia, cenach. Jeśli będziecie w Augustowie to polecam mały sklepik mięsny przy ul. Hożej 11 - tam właśnie można kupić wspaniały, prawdziwy kindziuk i inne pyszne wędliny.
Skierowane przez miejscowych obiad zjadłyśmy w kultowym barze Albatros - kartacze, surówka i kompot bardzo nam smakowały i nie nadwyrężyły portfeli. Zadowolone zameldowałyśmy się na kwaterze. Potem jeszcze krótki spacer brzegiem jeziora, kilka chwil w SPA gdzie niektóre z nas się moczyły a inne soliły - każdy wedle potrzeb i gustów.
Odprężone stawiłyśmy się na kolacji, na którą zaprosił na sam szef kuchni i dyrektor gastronomii hotelu Warszawa i nasz mistrz warsztatów czyli Marcin Budynek - przemiły człowiek, z którym świetnie się razem gotuje i bardzo miło spędza czas poza kuchnią.
Menu, przygotowane i serwowane specjalnie dla nas było cudowne a atmosfera przy stole luźna i bardzo wesoła więc siedzieliśmy do późnej nocy. Jednak trzeba było nieco się przespać bo następnego ranka czekały na nas zajęcia w Akademii Kulinarnej Marcina Budynka.
Podzieleni na 3 zespoły przygotowaliśmy kilka dań, oczywiście używając przy przy pracy papierów Saga - podobało mi się, że podane przepisy były tylko bazą i pozwolono nam bardzo swobodnie poruszać się po kuchni i korzystać ze wszystkiego co tam znaleźliśmy. Marcin jest bardzo gościnny więc powyciągał wszystkie dobra jakimi dysponował - mnóstwo ciekawych przypraw, sery, oliwy, wina, różne przetwory, suszone rzadkie grzyby - wszystko mieliśmy do dyspozycji albo chociaż popróbowania.
Kilka godzin minęło bardzo szybko. Nieco zmęczeni wróciliśmy do hotelu gdzie okazało się, że to nie koniec atrakcji. Marcin zaprosił nas wszystkich na rejs łódką - gondolą. Pływaliśmy całe popołudnie, aż do zachodu słońca po jeziorach Niecko, Białym i Rospudzie. Rozluźnieni nieco procentami i roześmiani wróciliśmy na kolację przy grillu gdzie spędziliśmy cały wieczór.
My z Joasią, musząc wstać o 4 rano żeby wrócić do domu - niestety, obie miałyśmy popołudniowe zobowiązania w Warszawie - poszłyśmy spać nieco przed północą. Część towarzystwa bawiła się do rana.
Impreza ogólnie bardzo przyjemna - fajne warsztaty, dużo śmiechu, zabawy i czasu żeby się wyluzować. Ja dużo skorzystałam, dużo się dowiedziałam, nauczyłam i bardzo dziękuję organizatorom za możliwość uczestniczenia w tych warsztatach.
Jednak napiszę jeszcze coś - będę szczera do bólu czym, jak zwykle, narobię sobie nowych wrogów w sieci - bo mam kilka spostrzeżeń, takich zupełnie osobistych. Tak sobie myślę, że bardzo dziwne i jednocześnie przykre jest jeśli człowiek znając część osób z sieci przy spotkaniu ich w realu tak bardzo się rozczarowuje. Niektóre blogi są na pierwszy rzut oka takie piękne, z cudnymi zdjęciami dań, mają mnóstwo fanów a potem podczas prawdziwego gotowania w kuchni okazuje się, że właściciel bardzo niewiele potrafi sam zrobić i rodzi się pytanie jak to możliwe ? Ot, taka zagwozdka, którą mam już nie pierwszy raz, niestety . . . Niektórzy też chyba jadą na takie warsztaty bardziej w celach towarzyskich niż po to żeby się czegoś nauczyć - myślę, że nie trzeba się zanadto pindrzyć ani dużo pić żeby dobrze się bawić. A może ten nadmiar lansu jest po to żeby zamaskować swoje kompleksy . . . ?
Oj,zazdroszczę tych warsztatów to raz, dwa widoków .. jak ja tęsknię za Mazurami :)pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wczorajsze pogawędki :) Ulla
OdpowiedzUsuńteż dawno tam nie byłam - tym chętniej pojechałam :) a dziękować nie masz za co - należysz do ludzi, których po prostu nie da się nie lubić :)
UsuńJeśli chodzi o osoby, które jadą na warsztaty w celach towarzyskich zamiast czegoś się nauczyć to nic w tym złego, chociaż ja na pewno chciałabym się czegoś nauczyć- taki w końcu sens tych warsztatów. Natomiast muszę się wypowiedzieć co do samego gotowania na warsztatach. Ja nie uważam się za znawcę kulinarnego i nigdy na blogu tak siebie nie przedstawiałam, bloga prowadzę też nie dlatego żeby się "wymądrzać" że się na gotowaniu znam, tylko dlatego że lubię to robić. Blog to moja odskocznia, prowadzę go dla własnej przyjemności, nie w celach edukacyjnych. I najważniejsza rzecz - gotowanie publiczne zawsze mnie paraliżuje. W domu wiele rzeczy robię odruchowo, niezastanawiając się, natomiast gdy wiele osob patrzy mi na ręce, nic mi nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńPodsumowując, gdybym znalazła się z Tobą na warsztatach zapewne zaliczyłabyś mnie do tych osób o których piszesz, że "nie potrafią same nic zrobić". Może to osoby takie jak ja, którym w gotowaniu przeszkadza "blokada przed publicznością" ;) W domowym zaciszu zupełnie inaczej się gotuje.
Przepraszam, że się tak rozpisałam...
Asiu, doskonale rozumiem o czym piszesz bo sama mam zawsze "stracha" przed gotowaniem przy ludziach, ale wierz mi, że szybko wyłazi czy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie o kuchni czy zupełnie nie :) I tu nie chodzi o jakąś konkretną wpadkę jak np. przypalenie czegoś na warsztatach czy zwykłą pomyłkę składnika. Są osoby kreujące się na nie wiadomo kogo a mające problem z wzięciem noża czy patelni do ręki - widać po prostu, że w domu ktoś pomaga a one tylko uwieczniają efekty na ślicznych zdjęciach. A tak na marginesie to mam nadzieję, że kiedyś będziemy miały okazję razem coś dobrego ugotować, bardzo bym chciała :)
UsuńJeżeli prowadzimy bloga kulinarnego to chyba mamy jakąś wiedzę na temat gotowania - nie mówię o wiedzy zdobytej w szkole gastronomicznej lecz o jakimś pojęciu na temat gotowania. Ludzie wchodzą na nasze blogi i próbują gotować według naszych przepisów.... czyli... jeżeli nie umiemy gotować to ....no właśnie...
UsuńJoanna, wiesz jak jest bo sama to widzisz - to, że ktoś prowadzi bloga niestety nie zawsze oznacza, że umie cokolwiek ugotować . . . często prowadzi go bo to modne, bo można się nim pochwalić przed znajomymi i poszpanować jakie to śliczne foty strzelamy. Dla mnie już kilka osób jest po prostu niewiarygodnych i przestałam do nich zaglądać - przeraża mnie tylko jaki kit wciskają ludziom i ile osób się na taki kit łapie
UsuńPyza Nie wierzę w Twojego "stracha" ;) - widziałam przecież jak doskonale sobie dajesz radę przed kamerami. Jesteś też obyta w gotowaniu po tylu różnych warsztatach, robisz świetne dania i na pewno gotowanie publiczne już nie robi na Tobie wrażenia ;)
UsuńKrólestwo garów - zależy o jakiej wiedzy mówisz, bo ja nie truję mojej rodziny, potrafię gotować, ale nie potrafię zrobić np. sushi i nikogo nie przekonuję, że jest inaczej. Skoro dodaję wpis to znaczy, że potrafię konkretne danie ugotować bo skąd bym miała zdjęcie, a skoro mnie wyszło to każdy może to zrobić. Wydaje mi się, że nie trzeba skończyć szkoły gastronomicznej żeby móc prowadzić bloga. Ja przynajmniej nie traktuję tego tak poważnie. Jak pisałam jest to dla mnie forma zabawy, nie pozuję na osobę, która jest wszechwiedząca w temacie gotowania. Nie chcę nauczać, od tego są chociażby takie warsztaty, na ktorych byłyście, ja nie jestem profesjonalistą a tylko amatorem, który na swoje potrzeby gotuje i dla rozrywki prowadzi bloga.
Asiu, ja na każde warsztaty jadę się czegoś uczyć - czasami jest to jakaś nowa potrawa, czasem inny sposób wykorzystania ciekawego produktu, jeszcze innym razem staram się nauczyć lepiej wykorzystywać kuchenny sprzęt - ale mam jakieś podstawy i przede wszystkim chęci żeby się uczyć czego wielu osobom po prostu brak i w to w tym jest największy problem. Jeśli ktoś ma w nosie naukę a interesuje go tylko lansowanie własnej osoby to mnie to przeszkadza :) i razi bardzo.
Usuńtak w buciorach i bez podpisu nawet, jako anonim ?
OdpowiedzUsuńno właśnie, wypadałoby się podpisać....np. Ziutek Iksiński... i ze dwa słowa więcej...
OdpowiedzUsuńAugustów jest pięknym miejscem, które kiedyś znałam tylko "wakacyjnie". Przeprowadziłam się tu niecałe 3 lata temu i po początkowym okresie fascynacji, troszkę mi spowszedniał... Sosny za oknem, wiosenny krzyk żurawi i spacery nad jeziorem są fajne, ale chętnie uciekam do większego miasta :)
OdpowiedzUsuńA co do samych warsztatów w hotelu Warszawa, to strasznie żałuję, że przegapiłam konkursy, w których można było je wygrać. W końcu byłby to warsztaty na które mogłabym bez problemu dojechać ;-)
Zdjęcia śliczne i apetyczne :)
Koperku, to Ty w Augustowie stacjonujesz ? szkoda, że jakoś nie pamiętałam tego bo nie wykręciłabyś się przed spotkaniem :) ale może będzie jeszcze jakaś okazja . . .
UsuńNiby jestem z Białegostoku, ale kilka ładnych lat mieszkałam w stolicy. I w końcu tak wyszło, że mąż namówił mnie na przeprowadzkę z Warszawy do Augustowa. Do tej pory nie wiem jak mu to się udało, ale ostateczną decyzję podjęłam będąc w ciąży, więc zwalam to na burzę hormonów ;-) I mam ogromną nadzieję, że jeszcze wrócę do Warszawy na stałe, bo tam mieszkało mi się najlepiej...
UsuńWidzę, że Anonim wszędzie sie pcha... ja kasuję go/ją od wczoraj...
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ta ostatnia uwaga i szczerze się pod nią podpisuję... sama na takich trafiam, bo co innego że ja np nie kroję cebuli z prędkością śwatła i odrywam wciąż nóż od deski, a co innego jak ktoś nie ma pojęcia że np mięcho się wrzuca na rozgrzany a nie zimny tłuszcz itp...
OdpowiedzUsuńJoanna, dokładnie :)
UsuńTo aż ciężko mi uwierzyć, że takich podstaw może nie wiedzieć osoba, która gotuje w domu dla rodziny (abstrahując od tego czy prowadzi bloga czy nie);)
UsuńOj może, może...
Usuń