Patriotyczne grzybobranie

Od lat zaprzyjaźnieni miłośnicy grzybów umawiają się w listopadzie na spotkanie a ponieważ dochodzi do niego dokładnie 11 listopada więc nazwano je patriotycznym. Jest okazja pogadać, wymienić się doświadczeniami z całego roku, obmyślić wspólne plany na następny sezon a także dobrze się razem zabawić.

W tym roku nie było inaczej. Drugi raz na imprezę zapraszały Krakusy. Miejscówka przy leśniczówce na obrzeżach Puszczy Niepołomickiej przyciągnęła prawie 30 osób. Pogoda jakby specjalnie zamówiona i słonko całkiem mocno dogrzewało. Nie robiliśmy składki, ale każdy deklaruje się wcześniej co przywiezie do jedzenia lub picia. I jak zwykle jest potem tego tyle, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego przerobić.





Około umówionej godziny, pomału, zjeżdżali się kolejni uczestnicy, niektórzy z fasonem bo jakżeby inaczej. I już chwilę później koledzy zajęli się rozpalaniem wielkiego ogniska pod grillem a na stołach ustawiono boskie nektary czyli nalewki Zbyszka, wybitnego specjalisty w tym temacie. Jak widać wyżej było tego kilkanaście butelek a każda z zawartością o innym smaku. Przyznam, że  chyba wszystkich nie pamiętam a przecież wypiłam tylko leczniczo kieliszeczek . . . każdej . . . Na pewno była  morelówka, malinówka, żenicha, sosnówka, modrzewiówka, miodówka, ajerówka, miętówka, pigwówka, wiśniówka, orzechówka - i więcej grzechów naprawdę nie pamiętam.

O godzinie 11:11 tego pięknego dnia 11.11.2011r. Zbyszek odpalił uroczyście hawajskie cygaro, przepiliśmy do niego kieliszeczkami naleweczek albo szampanów, które ładnie wystrzeliły na wiwat i w ten sposób obchody Święta Niepodległości zostały rozpoczęte.


Jeszcze tylko długie orędzie Pyzoldy I Wielkiej odczytane głośno i donośnie aby gawiedź cała słyszała, rozdanie podarków i oficjalna część zgromadzenia przeszła do historii. Można było wreszcie pomyśleć o uciechach mniej lub bardziej cielesnych.


Powitalnym uściskom, pamiątkowym fotkom i wielkiej radości ciągle nie było końca bo niektórzy wiele miesięcy się nie widzieli a w planach przecież obowiązkowy spacer po Puszczy. Kilka osób zostało pilnować ognia i sprawdzić dokładnie czy nalewki aby nie zwietrzałe a reszta towarzystwa pomaszerowała w poszukiwaniu ostatniego borowika sezonu.


Spacer był długi więc mniejsze nóżki szybko się zmęczyły. Dobrze, że silne ramiona wujka szybko temu zaradziły a miarowy chód i ciepły głos opowiadający bajdy jakoweś spowodowały, że ukołysane dziecię zasnęło błogo. I to ten wujek co zawsze mówi, że dzieci nie lubi, zabawne, co?



Strażnicy ognia dobrze wypełnili zadanie a nawet odpowiednio wcześnie ustawili przy nim ponidziański kociołek z przepyszną zawartością. Na grillu znalazły się też ziemniaki z boczkiem zawinięte w sreberko, kebabczęta z mięsa mielonego, kurczak z marynacie pomarańczowej, karkówka w musztardzie i cukinią z czosnkiem. Nie zabrakło też kiełbasek i kaszanki dla amatorów takich przysmaków.



Zanim większe rzeczy się zagrzały czy upiekły Joasia zapodała przekąskę czyli koreczki z boczku z grzybową niespodzianką a także rogaliki z kapustą i grzybami. Ja nieopatrznie postawiłam na stole kosz rogalików z jabłkiem i jakieś myszy wyżarły wszystko do samego dna. Kto by się spodziewał, że takie myszy w tym lesie . . . 



A po jedzeniu dań głównych, zakrapianych  procentami, oczywiście dla zdrowotności i lepszego trawienia, nastąpiły tańce, hulanki i swawole, do których oprawę muzyczną zapewnili "piękni cyganie". Repertuar bardzo rozległy, dość biesiadny, ale rzewnych ballad też nie zabrakło.




Właściwie powinnam chyba napisać tę relację w odcinkach bo tyle się działo, że post długaśny strasznie, ale może jakoś przetrwacie do końca gdy ja skoncentruję się bardziej na kulinariach.

Podczas spaceru nikt nie znalazł ostatniego borowika - czy to z powodu flaszeczek brzęczących po podręcznych plecaczkach czy też suchości ściółki leśnej - tego nigdy się już nie dowiemy. Jedynym znalezionym okazem świeżego grzyba był muchomor czerwony, którego upieczono na grillu i podobno pożarto, ale czy tak było na prawdę to nie wiem bo nie widziałam.



Do mięs podano marynaty grzybowe różnej maści a także pyszną sałatkę warzywną Agaty, z grzybami w składzie bo inaczej być nie mogło.

Na świętowaniu i zabawie czas szybko mijał i słonko jesienne chyliło się już ku zachodowi a przecież jeszcze desery nie spróbowane. Agata podała roladę kokosową tak pyszną, że nie udało mi się do niej dopchać, niestety. Joasia przywiozła rozpływający się w ustach placek z wiśniami.O moich rogalikach nikt już nawet nie pamiętał no bo te myszy . . .








Ciężko było, i to dosłownie, podnieść się z ław po posiłku i napitkach, ale gdy wieczór nas otulił zmrokiem trzeba było pożegnać się ze wszystkimi i udać się w zacisza własnych domów. Rozjechała się więc grzybiarska brać na wszystkie strony obiecując sobie jednak przy strzemiennym, że już niedługo znów się spotka. Pewnie następną okazją taką będzie wiosenne smardzowisko.  Tymczasem zostają zdjęcia i schowane w pamięci cudowne chwile razem spędzone.


Dziękuję wszystkim za ten radosny dzień pełen wrażeń i do zobaczenia,
do następnego razu !!!

9 komentarzy:

  1. Ale fajnie! W takim towarzystwie to nawet muchomora bym zjadła! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tego bym nie ruszyła, ale znam takich co na prawdę je jedzą - ja wolę jednak gatunki rzeczywiście jadalne bo nie chcę ryzykować ani zdrowiem ani życiem i nikomu tego nie radzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny zwyczaj takich spotkań. Może kiedyś doczekamy się podobnego zwyczaju w durszlakowym gronie - corocznego zjazdu blogerów kulinarnych.

    Jeśli chodzi o stronę kulinarną, najbardziej robi na mnie wrażenie danie kociołkowe - bardzo lubię tego typu potrawy. Szczególnie na świeżym powietrzu świetnie smakują.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haniu, to prawda - takie spotkania są super! mam nadzieję, że jakieś durszlakowe też się wkrótce wykluje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna taka impreza:) Jedzenie na powietrzu smakuje najlepiej:)!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opis i rewelacyjna imprezka! Tylko pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o jak super!!!!! I jakie Wy tam pyszności mieliście mnaaaaaam !!! No może poza tym muchomorem ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. spotkanie Grzybiarzy zacne i te jedzenia wszelakie o buteleczkach na stole nie wspomnę - wyglądają wspaniale.
    Kulinarne spotkania były już w sumie 2 u mnie :) a na wiosnę zapowiada się kolejne, więc zapraszam już dzisiaj:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uleńko, kto wie gdzie mnie dobre wiatry zawieją więc bardzo dziękuję za zaproszenie i będę o nim pamiętać :-)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło jeśli zostawisz swój komentarz i odwiedzisz mnie znowu. Jeśli ugotowałeś albo upiekłeś coś z przepisu znalezionego tutaj zrób zdjęcie i pochwal się przysyłając je do mnie.

Print Friendly and PDF
Copyright © Smaczna Pyza , Blogger