Crème brûlée (krem brule) - klasycznie
Nazwa tego kremu znaczy tyle co przypalony czyli crème brûlée to przypalony krem. Jadłam go wiele razy gdzieś w restauracjach albo u znajomych, ale sama zrobiłam dopiero teraz bo dorobiłam się wreszcie palnika do przypalania cukru a także ślicznych ceramicznych miseczek - w sam raz do tego deseru. Można zapiec krem pod grillem w piekarniku, ale mój dość niestabilnie grzeje więc nie próbowałam nawet tego sposobu. Ten krem to klasyka deserów a jednocześnie coś banalnie prostego i pysznego.
Niektóre przepisy mówią o użyciu samych żółtek jednak ja za radą znajomego kucharza dodałam także całe jajka. Można wzbogacać jego smak czy kolor dodając czekoladę, kawę albo jakieś inne dodatki - mnie jednak najbardziej smakuje właśnie taki klasyczny. Uwielbiam przebijać się łyżeczką przez karmelową skorupkę a potem smakować waniliowe, kremowe wnętrze.
Swoją wersję kremu obiecały dzisiaj pokazać także Ola i Kasia - ciekawa jestem bardzo czym mnie zaskoczą :)
składniki na 6 porcji:
sposób przygotowania: śmietankę przelałam do rondelka, dodałam cukier i ziarenka zeskrobane z wnętrza wanilii - podgrzałam aż cukier się rozpuścił. Jajka zmieszałam z żółtkami, zrobiłam do rózgą dość dokładnie, ale nie ubijałam żeby nie napowietrzać masy. Mieszając wlewałam pomału przestudzoną śmietankę. Przelałam masę do naczynia z dzióbkiem przecedzając ją przez sitko - zatrzymają się na nim ew. włókienka z wanilii. Dzbanuszkiem nalałam masę do naczynek - nie do samego brzegu. Naczynka ustawiłam na blaszce, do której wlałam gorącą wodę, tak na jakieś 2-3 cm.
Całość ostrożnie przestawiłam do piekarnika i piekłam 50 min. w temp. 100 st. C - czas zależy od tego w jak głębokie i duże naczynia wlejecie krem - po 30-stu minutach radzę sprawdzić czy już się ściął. Zapieczony wyjęłam i zupełnie wystudziłam - można zostawić go na noc w lodówce, ale przykryty np. folią aluminiową żeby nie wierzch nie wysechł.
Do każdego naczynka na wierzch kremu nasypałam warstewkę cukru trzcinowego i przypaliłam go palnikiem żeby uzyskać tę charakterystyczną chrupiącą skorupkę. Mnie najlepiej smakuje właśnie mocno schłodzony z mocno skarmelizowanym wierzchem. Nie należy tylko zostawiać deseru z zapieczonym już wierzchem na dłużej (np. na noc) w lodówce bo cukier chłonie wilgoć i karmel się rozpuści - będziemy mieli wtedy słodki, karmelowy sos zamiast skorupki.
Niektóre przepisy mówią o użyciu samych żółtek jednak ja za radą znajomego kucharza dodałam także całe jajka. Można wzbogacać jego smak czy kolor dodając czekoladę, kawę albo jakieś inne dodatki - mnie jednak najbardziej smakuje właśnie taki klasyczny. Uwielbiam przebijać się łyżeczką przez karmelową skorupkę a potem smakować waniliowe, kremowe wnętrze.
Swoją wersję kremu obiecały dzisiaj pokazać także Ola i Kasia - ciekawa jestem bardzo czym mnie zaskoczą :)
składniki na 6 porcji:
- 500 ml śmietanki kremówki 30 %
- 1/2 strąka wanilii
- 50 g cukru zwykłego
- 3 całe jajka - niezbyt duże
- 3 żółtka j.w.
- kilka łyżeczek cukru trzcinowego demerara
sposób przygotowania: śmietankę przelałam do rondelka, dodałam cukier i ziarenka zeskrobane z wnętrza wanilii - podgrzałam aż cukier się rozpuścił. Jajka zmieszałam z żółtkami, zrobiłam do rózgą dość dokładnie, ale nie ubijałam żeby nie napowietrzać masy. Mieszając wlewałam pomału przestudzoną śmietankę. Przelałam masę do naczynia z dzióbkiem przecedzając ją przez sitko - zatrzymają się na nim ew. włókienka z wanilii. Dzbanuszkiem nalałam masę do naczynek - nie do samego brzegu. Naczynka ustawiłam na blaszce, do której wlałam gorącą wodę, tak na jakieś 2-3 cm.
Całość ostrożnie przestawiłam do piekarnika i piekłam 50 min. w temp. 100 st. C - czas zależy od tego w jak głębokie i duże naczynia wlejecie krem - po 30-stu minutach radzę sprawdzić czy już się ściął. Zapieczony wyjęłam i zupełnie wystudziłam - można zostawić go na noc w lodówce, ale przykryty np. folią aluminiową żeby nie wierzch nie wysechł.
Do każdego naczynka na wierzch kremu nasypałam warstewkę cukru trzcinowego i przypaliłam go palnikiem żeby uzyskać tę charakterystyczną chrupiącą skorupkę. Mnie najlepiej smakuje właśnie mocno schłodzony z mocno skarmelizowanym wierzchem. Nie należy tylko zostawiać deseru z zapieczonym już wierzchem na dłużej (np. na noc) w lodówce bo cukier chłonie wilgoć i karmel się rozpuści - będziemy mieli wtedy słodki, karmelowy sos zamiast skorupki.
pycha! że tęz tyle zwlekałyśmy żeby go zrobić :)
OdpowiedzUsuńOla, ale za to teraz czas na eksperymenty i różne wersje :) Wielu rzeczy - dań - jeszcze nie robiłam....
UsuńTo ja poprosze taka jhedna miseczke kremu :)
OdpowiedzUsuńmiseczki cudowne:-) myślę, sobie, że stołując się u Ciebie w krótkim czasie nie zmieściłabym się w drzwiach, tak wspaniale gotujesz! A z drugiej strony - szkoda... Taki pyszny krem, mniam!
OdpowiedzUsuńAniu, w takim razie nie dostaniesz całej miseczki - tylko 1 łyżeczkę, do spróbowania :)
UsuńWygląda książkowo, więc czuję, że musiał być pyszny! Ja nie zrobię przez brak palnika.. ;(
OdpowiedzUsuńa może spróbuj właśnie zapiec w piekarniku? ja nie próbowałam, ale niektórzy właśnie tak robią :)
Usuńdobra:) ja zabieram jedna porcję !
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie!! Bardzo lubię i też jeszcze nie robiłam. Ale mi apetytu narobiłyście od rana!!
OdpowiedzUsuńzamienię miseczkę na 2 bułeczki - machniom?
UsuńBardzo ciekawa wersja z całymi jajkami - chętnie wypróbuję. Ja też najbardziej lubię moment przebicia się przez cukrową skorupkę do miękkiego, delikatnego wnętrza.
OdpowiedzUsuńMam tylko jedną uwagę - crème brûlée, czyli dwa "e", nie dwa "l" :)
Fuchsia, bardzo Ci dziękuję za zwrócenie uwagi - zaraz poprawiam i wbijam sobie w łeb wersję poprawną :)
UsuńPiękne miseczki, rzeczywiście! ;) Moje zaraz też będą, mam nadzieją, że Was zaskoczę troszkę! ;) Krem idealny! :)
OdpowiedzUsuńKasiu, już nie mogę się doczekać :)
Usuńjak zawsze rewelacja!
OdpowiedzUsuńPychotka, bardzo apetycznie się prezentuje.
OdpowiedzUsuńwow - i jaki profesjonalny sprzet:)
OdpowiedzUsuńAaaale masz sprzęcior!!
OdpowiedzUsuńJedna miseczka dla mnie została...wyglada wybornie:-)
OdpowiedzUsuńDzięki Izus za weryfikację obrazkową....buziaki:-)
OdpowiedzUsuńpozmieniali te obrazki, że sama u innych osób mam problemy i u siebie to zmieniłam, teraz mam moderację bo spam niestety się zdarza...
UsuńOj pani pyzo spotykam się z przepisami pani już na nie w jednym miejscu.. :) właśnie szukam przepisu na pasztet bez pieczenia na fb-kamis życie ze smakiem i znalazłam te słodkość nieco wyżej;)
OdpowiedzUsuńkolorowe foremki z Duki rządzą! pyszny jest ten krem ^.^
OdpowiedzUsuńa ja jeszcze nie robiłam tego deserku:) koniecznie muszę to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś robiłam, ale właśnie bez palnika, a zapiekałam w piekarniku. Robiłam tylko raz i właściwie nie pamiętam już, czy mój przepis był z samymi żółtkami, muszę odgrzebać. Twój deser wygląda znakomicie :)
OdpowiedzUsuńZawsze bałam się tego deseru, ale nigdy nie miałam okazji go spróbować...fajnie wytłumaczone, czyli zrobię na niedzielny deser :)
OdpowiedzUsuńZrobiłam ale nie wyszło , jednak pojechałam w góry miałam szczęście że mogłam spróbować tego deseru ppppppppppppppppppppppppyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyychhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńPozdro :D
nie rozumiem co mogło nie wyjść bo to bardzo prosty deser
Usuń