W pierwszej połowie sierpnia zrobiłam sobie mały, zaledwie 10-cio dniowy, wypad na Orawę. Przez całe wakacje stacjonuje tam moja grzybnięta koleżanka Dorota, razem z dwójką blond urwisów. Swój najazd zapowiadałam Amisiom od trzech lat i co roku coś mi nie pozwalało wywiązać się z tej obietnicy. W tym jednak zaparłam się - muszę jechać i już ! Szybka decyzja, kilka telefonów i już miałam wszystko zaplanowane -
nocleg, przejazd a nawet listę grzybów jakie chciałabym w górskich lasach zobaczyć na żywo.
Uwaga, uprzedzam - dużo zdjęć !
|
Bemiś i Cemiś na Felicji - tak się jeździ na grzybobrania ! |
Rodzina Amisiów, jak ich przyjacielsko nazywamy, to cztery osoby - Paweł
"Amiś", Michałek "Bemiś", Krzyś "Cemiś" i głównodowodząca Domisia czyli
właśnie Dorotka. Z Krakowa odebrał mnie "umyślny", Paweł, i już tego samego popołudnia mogłam paść swoje oczęta widokiem Babiej Góry. Stacjonowałam razem z Nimi w
bardzo miłym gospodarstwie u gościnnych górali
. Szybko zostałam poinformowana, że moje ukochane
trąbki są i będę mogła ich nazbierać. Obiecano mi też inne grzyby i mnóstwo ciekawostek. A następnego dnia rano się zaczęło bo pognaliśmy w las !
I tak codziennie z rańca kilkugodzinny wypad do lasu, potem obróbka zbiorów, jakieś małe gotowanie i wieczorne zajęcia na placu zabaw czyli ciotka Pyza do pilnowania dziecków albo czytania i leniuchowania a Dorotka do koni. Ma je dwa - Latonę i Ramziatego. Do kolekcji jest też na miejscu kucynka Felicja a po podwórku biega, oprócz gromady dzieciaków, cała zgraja domowego ptactwa. Są kury, kaczki, gęsi, indyki a nawet bażanty i przepiórki. Całość menażerii uzupełniają białe i czarne króle hodowane przez gospodarza.
Lasy tam ze wszystkich stron, bogate i piękne, ale w każdym pod górkę. Jak lubię pod górkę to wiedzą moi towarzysze
z ubiegłorocznej wyprawy do Toskanii. Cóż, Pyzie zdecydowanie przyjemniej turlać się z górki :D Grzyby w tych lasach przeróżne - takie do gara, takie, których się nie zbiera bo i po co, były trujaki i wynalazki czyli rzadkości co to ich sama wcześniej na oczy nigdy nie widziałam. Pojawią się pewnie wkrótce z moim małym atlasie, razem ze zdjęciami i opisami.
Synowie Dorotki to niezwykle rezolutne i fajne dzieciaki. Od maleńkiego są chowywani w poszanowaniu przyrody i uczeni w terenie co można a czego nie można robić, zbierać, jeść... Grzybów
szukają pod czujnym okiem Mamy a czasami wypatrują ich z grzbietu kucynki i wskazują okazy do pozyskania. Podczas leśnych wycieczek skubią szczawik zajęczy czy liście dzikiej mięty. Starszy pięciolatek doskonale odróżnia leśne owoce jadalne od innych. Ciocia Pyza uczyła się pilnie od nich wszystkich. To bardzo pozytywna rodzinka.
Były też atrakcje w postaci wypadów do prawdziwej bacówki na oscypki czy obserwowania na żywo kowala przy pracy. Były napotkanie dziwaczne stwory. Ale o tym w oddzielnych postach jak znajdę czas na ich napisanie.
Na koniec mogę napisać tylko jedno. Dziękuję za tych kilka wspaniałych dni - może w przyszłym roku znowu mocno się rozpędzę i wyląduję w Lipnicy ?
|
Ciociu Izo, znasz te grzyby ?! |
|
ciocia gapa przegapiła, ale Bemiś był czujny ! |
|
Bemiś i Cemiś ze swoimi znaleziskami |
|
wspólne grzybobranie na Grapie - Amisie cztery, Felicja a ciotka Pyza sobie foci |
|
wszystkie grzybki się kochają i często nawet rosną razem a zanim trafią do kosza trzeba koniecznie je uwiecznić na zdjęciach |
|
ale dorodne kury ! skok przez potok i Dorota już kosi ! |
|
popłudniami Dorota uczy córkę gospodarzy, Asię, jazdy konnej - Ramziaty jest łagodny i cierpliwy a uczennica bardzo zdolna |
|
Dorota i Ramziaty czyli wielka miłość |
|
|
|
|
Latona - wykupiona i już nieco odchowana |
|
kucynka Felicja - też często chodzi na grzybobrania niosąc na grzbiecie chłopców |
|
małe kaczuchy są takie słodkie, prawda ? |
|
a duże i agresywne gąsiory już nie bardzo.... |
|
Babia Góra w tle ... |
|
Babia Góra kapryśnica - jakoś wcale mnie nie ciągnęło na szczyt.... |
|
|
kaniutka - wyrośnięta, ale zdrowa - były kotlety ! |
|
słuchaj, idziemy na te grzyby czy nie ? koszyk mamy i wstyd tak z pustym wracać... |
Ciąg dalszy nastąpi ...
Jezu jak ja kocham konie.
OdpowiedzUsuńswego czasu też jeździłam przez 8 lat konno, ale mi się tęskno zrobiło...
ja konno nie jeżdżę bo szkoda mi konia, który miałby mnie wozić :D ale popatrzeć na innych i pogłaskać lubię
UsuńFajnie :) Pozdrówki :)
OdpowiedzUsuńNo i popłakałam się. Tak sobie weszłam na blog co by sobie pomysł na obiadek znaleźć. I co czytam wspomnienia z wakacji na Orawie. Aż zakuło w serduchu na wspomnienie moich wakacji w Orawce, a właściwie kilka kilometrów od Orawki u gospodarzy w chałupie najwyżej położonej w całej wsi .Było to prawie cwierć wieku temu. Mój mąż postanowił wywieżć mnie dla podreperowania zdrowia na wieś na cały miesiąć. Przywiózł i porzucił mnie i 2-letniego synka.Boże jaka ja byłam wtedy nieszczęśliwa, Po ciężkiej chorobie nie miałam siły oddychać,a tu trzeba codziennie wspinać się na sam SZCZYT WIELKIEJ GÓRY, żeby dotrzeć do własnego łożka. Kiedy mąż przyjechał nas odebrać przecierał oczy ze zdumienia. Skakałam jak kozica, szczęśliwa i wypoczęta,a mój syn choć był wtedy malutki to wiele pamięta z tych wakacji, pewnie dlatego, że były takie wyjątkowe .Dziękuje, ,że przypomniałaś mi o tym miejscu na ziemi i o ludziach bardzo serdecznych (boję się tylko, że ich już nie spotkam to byli już wtedy starsi ludzie). Ten rok też mam bardzo trudny, nie wyjeżdżaliśmy bo przez całe wakacje remontujemy nowo kupiony, ale nie nowy dom. Teraz już wiem gdzie pojedziemy jesienią ,żeby odetchnąć po robocie i naładować baterie. Mój mąż też jest zakręconym grzybomaniakiem, mam nadzieję,że trochę dla nas zostawiłaś tych pięknych okazów. (mam też cichą nadzieję,że nadal nie jest to bardzo " turystyczne" miejsce)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Hania