Migawki z lipcowego Podlasia
Dawno nie byliśmy na Podlasiu. Ciężko oderwać się od obowiązków i pognać przed siebie do odległych miejsc, za którymi tak bardzo tęsknię. Rzeczywistość jest czasami bardzo przyziemna i nie pozwala na wiele.
Ale jednak udało się wygospodarować kilka dni i pojechać w krainę szczęśliwości. Bo Podlasie jest dla mnie oaza spokoju i szczęścia. Czas tam płynie leniwie, nikt się nigdzie nie spieszy, a życie toczy się jeszcze w wielu miejscach wedle pór dnia i roku. Ludzie są życzliwsi, cisza aż dzwoni w uszach i mam świadomość, że nic nie muszę. Odpoczywam i napawam się spokojem. Tak było i tym razem.
Spokojna wieś na Podlasiu. Moja ulubiona. To, że teoretycznie nic tutaj nie muszę wcale nie oznacza, że nic nie robię. Plan jest taki żeby jak najszybciej zajrzeć do lasu i wcale nie przeszkodzi mi w tym lejący jak z cebra deszcz. Już pierwszego dnia, zatrzymując się w po drodze, przemokłam do suchej nitki. Ale łupy z lasu wyniosłam więc ociekając wodą uśmiechałam się szeroko.
Od sąsiadki Lidy dowiedziałam się, że szału nie ma bo wcześniej za dużo nie padało. Ciężko mi było uwierzyć w suszę widząc chmury na niebie i uciekając przez kolejnym deszczem. Czy ten deszcze przyjechał za nami? Przez weekend, mimo wysokich temperatur, padało codziennie i to całkiem solidnie więc kiedy odjadę Lida będzie miała po co jeździć do lasu, a ja pomarzę sobie ile to bym nie nazbierała!
W lesie jak to w lesie, zawsze coś się znajdzie. Nałazić się jednak było trzeba. Niektóre gatunki, zarówno jadalne jak i te tylko do focenia, trafiały się pojedynczo, ale każdy znaleziony grzyb bardzo cieszył. Znalazła się m.in. jedna czasznica oczkowata, 3 koźlarze, jakieś gołąbki różnej maści, przerośnięta płachetka kołpakowata, jadalne muchomory, a nawet jeden maślak modrzewiowy i kilka młodziutkich czubajek. Rzeczywiście najwięcej było kurek, które nawet Żarłoczek ochoczo zbierał. Został też królem grzybobrania bo to On znalazł wszystkie 3 podgrzybki i wypatrzył dla mnie ślicznego śluzowca. Ja musiałam zadowolić się drugim miejscem i w nagrodę czyściłam wszystkie zbiory. Dobrze, że chociaż mogłam pokrzepić się zimnym piwem.
Poza grzybami miałam w planach rozejrzeć się za jadalnymi kwiatkami. Przyjeżdżam w to miejsce od lat więc wiem już gdzie co rośnie. Postanowiłam nazbierać chabrów, róży i wierzbówki, może jeszcze jakichś ziół. Oczywiście jeśli pogoda pozwoli bo kwiaty zbiera się gdy są suche, a chmury nie dawały wiele nadziei na pogodne dni. Na portrety innych mieszkańców tej krainy nie pozostało dużo czasu, ale dwie piękności załapały się na małą sesję.
W niedzielne przedpołudnie odwiedziliśmy Czeremchę, w której odbywał się właśnie coroczny festiwal "Z wiejskiego podwórza". Kiermasz z wyrobami podlaskich twórców, warsztaty, degustacje - każdy mógł znaleźć coś dla siebie. My wybraliśmy przede wszystkim koncert pieśni religijnych w wykonaniu ukraińskiego zespołu Horyna. Cerkiew pełna ludzi i sakralna muzyka bardzo mnie wzruszyły.
Wracając z Czeremchy z niepokojem obserwowałam niebo. Kwiaty czekały obsuszone, ale znowu zanosiło się na deszcz. Czy zdążę? Rwanie chabrowych, małych płatków to nie zajęcie na 5 minut. Po drodze zachwyciły nas znowu gryczane, białe pola. I chociaż gryka wcale nie jest tak jak śnieg biała to jednak piękna.
Niby niedużo narwałam zanim zaczęło padać, ale roboty miałam potem na werandzie do wieczora żeby swoje zbiory przerobić na coś dobrego. Z bławatkowych płatków powstanie chabrowa lemoniada, z róży trochę pachnącego syropu, a z wierzbówki będzie herbatka. Przepisy pojawią się wkrótce.
Już planuję jesienny przyjazd, na grzybowy urlop, z nadzieją na konkretne zbieranie. Co z tego wyjdzie, nie wiadomo. Ja mogę sobie planować, a życie te plany pewnie zweryfikuje. Jednak nadzieja jest i będzie zawsze. Kocham tę okolicę i znam ją dobrze, schodziłam tutaj już kilka par butów. Liczę na to, że jeszcze kilka zedrę.
Ale jednak udało się wygospodarować kilka dni i pojechać w krainę szczęśliwości. Bo Podlasie jest dla mnie oaza spokoju i szczęścia. Czas tam płynie leniwie, nikt się nigdzie nie spieszy, a życie toczy się jeszcze w wielu miejscach wedle pór dnia i roku. Ludzie są życzliwsi, cisza aż dzwoni w uszach i mam świadomość, że nic nie muszę. Odpoczywam i napawam się spokojem. Tak było i tym razem.
wyskoczyłam tylko na chwilę z samochodu i mimo lejącego deszczu coś znalazłam |
białe pole aż do lasu - tak kwitnie gryka |
podlaski krajobraz, łąki, lasy, pola - pięknie! |
Spokojna wieś na Podlasiu. Moja ulubiona. To, że teoretycznie nic tutaj nie muszę wcale nie oznacza, że nic nie robię. Plan jest taki żeby jak najszybciej zajrzeć do lasu i wcale nie przeszkodzi mi w tym lejący jak z cebra deszcz. Już pierwszego dnia, zatrzymując się w po drodze, przemokłam do suchej nitki. Ale łupy z lasu wyniosłam więc ociekając wodą uśmiechałam się szeroko.
za daleko od domu żeby je zostawić i wrócić za dwa dni - zebrałam bo nie wytrzymałam |
Od sąsiadki Lidy dowiedziałam się, że szału nie ma bo wcześniej za dużo nie padało. Ciężko mi było uwierzyć w suszę widząc chmury na niebie i uciekając przez kolejnym deszczem. Czy ten deszcze przyjechał za nami? Przez weekend, mimo wysokich temperatur, padało codziennie i to całkiem solidnie więc kiedy odjadę Lida będzie miała po co jeździć do lasu, a ja pomarzę sobie ile to bym nie nazbierała!
kolorowe, małe wypustki jak rożki |
małe mleczaje wyrosły sobie pod dębem |
ta smukła panienka to muchomor rdzawobrązowy - nauczyła mnie go rozpoznawać Babcia |
złoto lasu czyli kurki - w lipcu jest ich najwięcej |
płachetka nazywana na Podlasiu kołpakiem - ta już mocno wyrośnięta i pewnie o bogatym życiu wewnętrznym |
pierwszy kraśniak w tym roku - uwielbiam je bo bardzo rzadko są zaczerwione |
to grzyb czy kwiat? natura tworzy takie śliczności |
śliczny maślaczek modrzewiowy, ale był jeden jedyny i szkoda było mi go zrywać |
niby taki kozak, a chowa się przede mną? |
takie młode czubajki można delikatnie wykręcić z podłoża i wstawić do kubełka z wodą, za dzień, dwa, podrosną i rozwiną się |
jedna czasznica oczkowata to za mało do jajecznicy |
ja się muchomorów nie boję - niektóre są jadalne, ale najczęściej owady wiedzą o tym wcześniej ode mnie |
W lesie jak to w lesie, zawsze coś się znajdzie. Nałazić się jednak było trzeba. Niektóre gatunki, zarówno jadalne jak i te tylko do focenia, trafiały się pojedynczo, ale każdy znaleziony grzyb bardzo cieszył. Znalazła się m.in. jedna czasznica oczkowata, 3 koźlarze, jakieś gołąbki różnej maści, przerośnięta płachetka kołpakowata, jadalne muchomory, a nawet jeden maślak modrzewiowy i kilka młodziutkich czubajek. Rzeczywiście najwięcej było kurek, które nawet Żarłoczek ochoczo zbierał. Został też królem grzybobrania bo to On znalazł wszystkie 3 podgrzybki i wypatrzył dla mnie ślicznego śluzowca. Ja musiałam zadowolić się drugim miejscem i w nagrodę czyściłam wszystkie zbiory. Dobrze, że chociaż mogłam pokrzepić się zimnym piwem.
no tak, ślimak niby taki wolny, a jednak do grzyba dotarł pierwszy! |
trochę obsuszone, ale zdrowe i Żarłoczek znalazł sam |
śluzowce to takie dziwne organizmy - odżywiają się jak grzyby, ale mają zdolność poruszania i mogą pełzać powolutku jak ameby |
po grzybobraniu w upalny dzień miło napić się ulubionego piwa - jedno i do roboty bo ktoś to musi oczyścić |
Poza grzybami miałam w planach rozejrzeć się za jadalnymi kwiatkami. Przyjeżdżam w to miejsce od lat więc wiem już gdzie co rośnie. Postanowiłam nazbierać chabrów, róży i wierzbówki, może jeszcze jakichś ziół. Oczywiście jeśli pogoda pozwoli bo kwiaty zbiera się gdy są suche, a chmury nie dawały wiele nadziei na pogodne dni. Na portrety innych mieszkańców tej krainy nie pozostało dużo czasu, ale dwie piękności załapały się na małą sesję.
biedroneczko leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba - pamiętacie taki wierszyk z dzieciństwa? |
będąc w lesie często trafiam na zakamuflowanych książąt, ale jeszcze z żadnym taki się nie całowałam |
W niedzielne przedpołudnie odwiedziliśmy Czeremchę, w której odbywał się właśnie coroczny festiwal "Z wiejskiego podwórza". Kiermasz z wyrobami podlaskich twórców, warsztaty, degustacje - każdy mógł znaleźć coś dla siebie. My wybraliśmy przede wszystkim koncert pieśni religijnych w wykonaniu ukraińskiego zespołu Horyna. Cerkiew pełna ludzi i sakralna muzyka bardzo mnie wzruszyły.
ukraiński zespół wokalny Horyna - przepięknie śpiewają pieśni ludowe, sakralne, kolędy |
Wracając z Czeremchy z niepokojem obserwowałam niebo. Kwiaty czekały obsuszone, ale znowu zanosiło się na deszcz. Czy zdążę? Rwanie chabrowych, małych płatków to nie zajęcie na 5 minut. Po drodze zachwyciły nas znowu gryczane, białe pola. I chociaż gryka wcale nie jest tak jak śnieg biała to jednak piękna.
kwiaty gryczane nie są takie zupełnie białe |
Niby niedużo narwałam zanim zaczęło padać, ale roboty miałam potem na werandzie do wieczora żeby swoje zbiory przerobić na coś dobrego. Z bławatkowych płatków powstanie chabrowa lemoniada, z róży trochę pachnącego syropu, a z wierzbówki będzie herbatka. Przepisy pojawią się wkrótce.
takie to lenistwo popołudniowe - przerabianie zbiorów do wieczora |
Już planuję jesienny przyjazd, na grzybowy urlop, z nadzieją na konkretne zbieranie. Co z tego wyjdzie, nie wiadomo. Ja mogę sobie planować, a życie te plany pewnie zweryfikuje. Jednak nadzieja jest i będzie zawsze. Kocham tę okolicę i znam ją dobrze, schodziłam tutaj już kilka par butów. Liczę na to, że jeszcze kilka zedrę.
słowo daję, że to nie moje buty! |
Lubje grzybowe potrawy choc zbierac jich nieume.Dostaje od znajomych. Hie wim co jest gryka -ksza gryczana? To chyba u nas nie rosnie. U was kupuje.Pozdrawjam i dziekuje za smaczne przepisy. J.K.
OdpowiedzUsuńGryka to roślina, z której robi się kaszę gryczaną. Pozdrawiam, Josef!
UsuńPiekne krajobrazy, gryka, o ktorej sam Mickiewicz pisal. A Pani znajomosc grzybkow oszalamiajaca :) I taki koncert w cerkwii.. az chcialoby sie posluchac :)
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście magiczne i piękne miejsce 😊 uwielbiam tam jeździć
UsuńŻyczę więc udanych wyjazdow i radosci, bo jak się tam nie cieszyc :)
OdpowiedzUsuńDziękuję 😊 Teraz jest tu sporo grzybów więc dużo czasu spędzam w lesie
Usuń